Marian ROSE
Spośród całej plejady żużlowców, którzy rozsławiali dobre imię toruńskiego żużla należy wielokrotny reprezentant Polski Marian Rose. Sportową karierę rozpoczynał dosyć późno, bo mając 25 lat rozpoczął starty w toruńskim LPŻ. Jego kariera rozwijała się powoli. Podczas gdy „Maryś” poznawał tajniki czarnego sportu, jego rówieśnicy brylowali na polskich i zagranicznych torach. To pod Jego kierunkiem toruński zespół walczył o awans do ekstraklasy. To On jako jeden z nielicznych zawodników drugoligowych miał przyjemność bronić barw biało-czerwonych. Rose należał do zawodników, którzy wiele godzin spędzali na stadionie poznając specyfikę żużla. Wytrwałość w pracy, wola walki sportowej oraz wrodzone zdolności sprawiły, że był jednym z najlepszych.
Pierwszy większy sukces na swoim koncie zanotował w 1961 roku, kiedy to jako pierwszy toruński żużlowiec zadebiutował w finale indywidualnych mistrzostw Polski. Pierwszy występ nie wypadł okazale. Z dorobkiem 2 punktów zajął XIV miejsce, ale start wśród takich gwiazd polskiego żużla jak Kapała, Żyto, Kaiser, Maj, Kościelak tylko mobilizował do dalszych startów. W nagrodę za uzyskane wyniki wytypowany został przez GKŻ do rozgrywek o Srebrny Kask (wówczas były to rozgrywki dla zawodników II ligi). Spisał się bardzo dobrze. Zajmując miejsce w pierwszej szóstce zakwalifikował się do turnieju finałowego Złotego Kasku we Wrocławiu plasując się w nim na wysokim szóstym miejscu.Uzykiwane wyniki sprawiły, że wychowanek toruńskiego klubu otrzymał powołanie do reprezentacji.
W 1963 roku majac 30 lat wystartował w eliminacjach indywidualnych mistrzostw świata. I tym razem debiut wypadł okazale. W pierwszym roku startów wśród zawodników walczących o tytuł mistrza świata Marian Rose dotarł aż do finału kontynentalnego we Wrocławiu. Wynik ten powtórzył w następnym roku docierając do tego samego szczebla rozgrywek (finał kontynentalny w Slanach). Na tym jednak się nie skończyło. Dostrzeżony przez działaczy został wytypowany do reprezentowania barw Polski w finale drużynowych mistrzostw świata w Abensbergu. Niestety występ całej drużyny okazał sie nieudany. Wspólnie z kolegami (Pogorzelski, Kaiser, Wyglenda, Podlecki) zajął ostatnie czwarte miejsce zdobywając w trzech biegach 2 punkty. Występując po raz drugi w swojej karierze w finale indywidualnych mistrzostw Polski w Rybniku z 8 punktami zajął VIII miejsce, a w turniejach o Złoty Kask zdobywając 43 punkty uplasował się na VII miejscu. Z drużyną Stali Toruń w II lidze zajął VII pozycję.
Następne dwa sezony okazały się najlepsze w karierze Mariana Rosego. W 1965 roku pomyślnie przebrnął eliminacje i finał kontynentalny indywidualnych mistrzostw świata docierając do finału europejskiego w czeskim Slany. Zajmując XI miejsce został rezerwowym w światowym finale na Wembley. Występ w angielskim finale przegrał w dodatkowym biegu z Tomickiem i Larssonem. Jadąc jednak w roli rezerwowego miał nadzieję, że nie przyjedzie jeden z uczestników turnieju finałowego i będzie mógł zaprezentować się na słynnej legendzie stadionów. Tak się jednak nie stało. W Polsce ponownie awansował do finału IMP, w którym zajął VII pozycję (7 punktów). Toruński zespół pod jego kierunkiem w rozgrywkach II ligi zajął wysoką IV lokatę ustępując Wókniarzowi Częstochowa oraz nieznacznie Unii Tarnów i Kolejarzowi Opole. Co znaczył Rose najlepiej świadczy jego postawa w lidze. Przegrał tylko jeden bieg w Częstochowie i tam jednego nie ukończył. Pozostałe 45 wygrał. Rekordy toruńskiego toru ustanawiał jak na zamówienie: 6 czerwca – 77,2 s; 8 września – 76,0 s; 11 wrzesnia – 74,4 s.
DyplomSezon 1966 w karierze „Rosiaka” okazał się najbardziej owocny. Wystartował w finale drużynowych mistrzostw świata we Wrocławiu. Przed półfinałem jaki rozegrano we Lwowie pewnym udziału w reprezentacji był Andrzej Pogorzelski, ale na skutek kontuzji nie mógł wystartować. GKŻ sięgnęła po torunianina. Rose nie zawiódł okazał się najlepszym zawodnikiem polskiego zespołu. Zdobył komplet 12 punktów co przy zdobyczach Wyglendy (7 punktów), oraz Waloszka i Woryny (obaj zdobyli po 9 punktów) wykreowało go na lidera biało-czerwonych. Występ w finale na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu wspólnie z Wyglendą, Woryną, Pogorzelskim i Migosiem uwieńczył złotym medalem. Został mistrzem świata. Podobnie jak Wyglenda i Woryna zdobył 11 punktów. Popisowym w Jego wykonaniu był IX bieg, w którym występowały same gwiazdy światowego żużla – Fundin, Mauger, Trofimow. Pomimo prowadzenia przez wielokrotnego mistrza świata Szweda Fundina, Rose wykonał po mistrzowsku tzw. „nożyce”. Był nielicznym w Polsce, który taki manewr umiał wykonać. Jadąc za Fundinem zamarkował atak po „orbicie” aby natychmiast zejść do krawężnika. Zdezorientowany Szwed widząc co się stało nie podjął walki już do końca biegu.
Na krajowym „podwórku” był jednym z najlepszych. Na torze rybnickiego ROW-u zdobył tytuł I wicemistrza Polski ulegając bezkonkurencyjnemu tego dnia Antoniemu Worynie. W Toruniu triumfował w turnieju o „Srebrną Ostrogę”, w Bydgoszczy wygrał memoriał Zbigniewa Raniszewskiego. W turniejach o „Puchar prezesa Federacji Gwardia” jakie rozegrano na torach Bydgoszczy i Gdańska okazał się najlepszy pokonując krajową czołówkę oraz wielu zawodników zagranicznych. W rozgrywkach ligowych zespół Stali, któremu liderował zajął V miejsce ustępując Unii Leszno oraz jednym punktem zespołom Włókniarza, Kolejarza i Unii Tarnów.
Kolejny sezon zespół Stali Toruń rozpoczął nieźle. Po sześciu kolejkach drużyna z 10 punktami liderowała w II lidze. Rose „łapał” komplety punktów. Dzielnie wspomagali Go Janusz Kościelak i pozyskany z Piły Bogdan Krzyżaniak. Potem jednak przyszły kontuzje co spowodowało, że toruński zespół z 15 punktami zajął VI miejsce.
Następne lata nie były już takie błyskotliwe w karierze Rosego. W 1968 roku odpada z mistrzostw Polski już w ćwierćfinale w Lesznie zajmując odległe XIII miejsce. Wraz z drużyną zajmuje VII miejsce uzyskując średnią biegopunktową 2,45. Sezon 1969 okazał się jeszcze gorszy. Stal plasuje się na VIII miejscu wyprzedzając jedynie Karpaty Krosno. Indywidualnie Rose zajął na liście kwalifikacyjnej zawodników II ligi III miejsce. Takie same miejsce zajął w ćwierćfinale IMP w Ostrowie Wlkp. Jednak na skutek kontuzji w następnej rundzie nie wystartował.
Rok 1970 nie był pomyślny dla torunian. Pierwszy mecz w Tarnowie z tamtejszą Unią zakończył się porażką 24:54. Tydzień później torunianie wygrali z Gwardią Łódź 58:19 pomimo, że goście jeździli z byłym zawodnikiem Stali Toruń Januszem Kościelakiem a Rose zdobył nie tylko komplet punktów, ale wykręcił nowy rekord toru. Był to dobry prognostyk przed wyjazdowym meczem w Rzeszowie. 19 kwietnia wyprowadzając drużynę toruńską do prezentacji wierzył w korzystny wynik. Los zrządził inaczej. Do pierwszego biegu wyjechali pod taśmę startową ze strony Stali Toruń: Rose i Jankowski, ze strony gospodarzy: Ciepiela i Happ. Ze startu najlepiej wyszedł lider torunian zdobywając wyraźną przewagę nad Ciepielą. Jak się okazało był to ostatni występ Mariana Rosego. Na pierwszym wirażu nie opanował motocykla. Upadł uderzając głową w drewnianą bandę. Dwóch jadących za nim zawodników zdołało Go ominąć, niestety ostatni – Happ- nie zmieścił się między leżącego torunianina a bandę. Mimo natychmiastowego przewiezienia do szpitala i zabiegów reanimacyjnych nie udało się Go utrzymać przy życiu. Jan Ząbik, który miał wystartować w następnym biegu odnotował w programie: „Godzina 15.15 – Marian Rose nie żyje”. Marzenia o występach w I lidze okazały się dla Niego nieuchwytnym celem.
24 kwietnia 1970 roku życie w Toruniu zamarło. Prawie wszyscy towarzyszyli Marianowi w ostatniej drodze. Kondukt żałobny o długości kilku kilometrów zgromadził 60 tysięcy ludzi. Przyjechały delegacje ze wszystkich klubów żużlowych w Polsce oraz z zagranicy. Wraz z pożegnalnym warkotem motocykli żużlowych, dżwiękiem syren i klaksonów samochodowych skończyła się w toruńskim żużlu pewna epoka.
Wielu kibiców w Toruniu przychodziło na stadion głównie aby obejrzeć jazdę Rosego. Gdy Jego nazwisko nie figurowało w programie, z góry było wiadomo, że widzów na trybunach będzie mniej niż zwykle. Kibice nadawali Mu różne przydomki: „Rosiak”, „Maryś”. Z uwagi na prezentowane przez Niego na torze cechy charakteru, niezwykłą bojowość często nazywano Go „kamikadze’. Dla Mariana nie było staconych pozycji, odpuszczonych biegów. Po przegranych startach wykorzystywał najmniejszą nawet lukę jaką pozostawili rywale. Wciskał się między rywali. Nie zawsze jednak te ataki się udawały. Czasami były upadki, kolizje. Mimo niepowodzeń nie zmieniał stylu jazdy, doskonalił technikę, podpatrywał najlepszych. Silnym atutem Rosego były ataki na wirażach. Potrafił zaatakować w każdym miejscu jadąc „koło w koło” z przeciwnikiem przez cztery okrążenia. Rose znany był z tego, że nie szedł na żadne „układy”, z nim nie można się było „dogadać”, nawet wtedy gdy nie odgrywał większej roli w zawodach jakby na przekór koncentrował się na ten jedyny bieg z ogólnym faworytem i z reguły … wygrywał. Mimo, że jeździł w drugoligowej Stali Toruń niemiał żadnych kompleksów do rywali z ekstraklasy oraz zawodników zagranicznych. Jego marzenie były występy w I lidze, dlatego chętnie udzielał rad młodszym zawodnikom. Przy nim zaczynali swoją żużlową karierę Jan Ząbik, Bogdan Szuluk, Janusz Pewiński. Mimo, że był najlepszy umiał przekazać swoje bogate wiadomości innym. Był podporą i dobrym duchem drużyny toruńskiej, gdy Go zabrakło przez długi okres drużyna leczyła swoje rany. Za swoje osiągnięcia został wyróżniony Złotym Medalem FIM. Otrzymał tytuł Mistrza Sportu a ponadto przyznano Mu Złoty Medal „Za wybitne osiągnięcia sportowe”. Pamiętamy Go i pamiętać będziemy jako bardzo dobrego Kolegę zawsze niosącego pomoc, najlepszego zawodnika, instuktora i wychowawcę.